Witajcie! Ja oraz Ookami, postanowiłyśmy przerobić tego bloga, na blog z naszymi wspólnymi opowiadaniami. Mamy nadzieję, że będą wam się podobały.
Oneshot nie jest jeszcze zbetowany, bo nie mamy bety :D Za wszystkie błędy przepraszamy ^^
***
JongKey - Forever or never
Oneshot nie jest jeszcze zbetowany, bo nie mamy bety :D Za wszystkie błędy przepraszamy ^^
***
JongKey - Forever or never
Nadszedł dzień, w którym SHINee miało ręce pełne roboty. Od rana siedzieli na sali tanecznej i ćwiczyli nowy układ. Brakowało tylko jednego z nich - Jonga. Kiedy reszta własnie zrobiła sobie krótką przerwę, to sali wpadł Jonghyun. Wszyscy od razu skierowali wzrok na zdysznego chłopaka. Na jego twarzy malował sie szeroki dinozaurzy uśmiech.
-Chłopaki...- zaczął powoli łapiąc jeszcze jeden oddech- MAM DZIEWCZYNĘ! - krzyknął. Wszyscy zaczęli mu gratulować, ale nie Kibum. Szatyn siedział sam pod ścianą nie mogąc uwierzyć w to co usłyszał. Serce mu pękło. Wstał i ze łzami w oczach wyszedł z sali i podreptał do swojego pokoju.
- Co mu się stało? - zapyrtał zdezorientowany Kim. Wszyscy pokręcili tylko głowami na znak, że nie mają pojęcia i powrócili do gratulowania koledze. Tymczasem Key podszedł do okna i wyjrzał przez nie. Szaro. Tak, to najlepsza pogoda dla niego. Otworzył szufladę i wyjął z niej jedną z żyletek. Obejrzał dokładnie z każdej strony połyskujące ostrze i wszedł do łazienki. Usiadł samotnie w samym kącie i w końcu łzy poleciały mu jednym wielkim strumieniem. Był cholernie załamany i nie mógł nic na to poradzić, ale co się dziwić kiedy ktoś, kogo kochał znalazł już sobie kogoś... i to dziewczynę. Kibum wiedział, że nigdy nie mógł by być z Jonghyun'em, ale dzisiaj jego dół sięgnął dna. Znowu spojrzał na żyletkę, którą trzymał w ręce. Zawachał się tylko na chwilę. Na jeden mały ułamek sekundy, a później tylko przejechał ostrzem po ręce. Pierwsze krople krwi na jego bladej skórze pojawiały się powoli, ale to mu nie wystarczyło. Zaczął ciąć mocniej i głębiej cicho sycząc z bólu. Cała jego ręka zeczęła pokrywać się czerwienią. Nie miał już na to wszystko siły. Wziął żyletkę w drugą dłoń i przejechał nią po drugim nadgarstku. Minęło kilka chwil, a już cały był w krwi.
Nagle usłyszał jakieś głosy. Po chwili nastało pukanie w drzwi.
- Key! Jesteś tam?! - ciągłemu pukaniu towarzyszył zatroskany głos Onew. Kibum jednak siedział cicho. Był tak zapłakany, że nie był w stanie wypowiedzieć choćby jednego słowa. Lider zaczął coraz mocniej uderzać pięścią w te biedne drzwi. - Kibum! Natychmiast otwórz te cholerne drzwi! - wtulił się bardziej w kąt, obserwując jak z jego ręki cieknie krew i patrząc na podłogę pokrywającą sie czerwoną cieczą. Poczuł się trochę senny, ale jeszcze zachował świadomość umysłu. Powoli podniósł się z podłogi i chwiejnym krokiem spróbował podejść do umywalki, ale jeden niezdarny ruch spowodował, że przewrócił się na podłogę czując ból nogi. Pięknie, nie dość, że miał całe okaleczone ręce to jeszcze zrobił coś z nogą. Żyć nie umierać. Chociaż w sumie życ mu się nie chciało.
Jego upadek na podłogę słyszeli Onew i Minho, po którego chłopak poszedł, bo nie wiedział co ma robić. Teraz oboje dobijali się do łazienki. Jednek to nic nie skutkowało. Key słyszał, jak któryś z nich mówi, że idzie po narzędzia, którymi otworzy drzwi. Nie chciał, żeby go tak zobaczyli. Bezradnego, leżącego na podłodze w kałuży krwi. Coraz bardziej tracił przytomność. Słyszał tylko przekręcany zamek, otwierające się drzwi i przerażone głosy przyjaciół.
Następnego dnia obudził się w swoim łóżku. Powoli podniósł się do siadu i od razu poczuł ból w lewej nodze i piekące ręce. Opadł na poduszki, cicho sycząc. Nagle do jego pokoju wszedł maknae.
- Jak się czujesz? Co się stało?- spytał siadając na kancie łóżka Kibuma. Key wcale się nie odezwał tylko patrzył w sufit udając, że młodszego w ogóle nie ma w pokoju. Przymknął oczy i powrócił wspomnieniami do tego co się wydarzyło. Pamiętał tylko jak pociągał po rękach żyletkami, a później tylko kilka odgłosów i ciemność. Nawet nie wiedział jak znalazł się w łóżku.
- Umma, proszę cię, odezwij się. Wszyscy się o ciebie martwimy - powiedział Taemin ze smutną miną. Chciał pomóc przyjacielowi. Kibum nie mogąc patrzeć na ten wyraz twarzy, postanowił coś z siebie wydusić.
- Nic się nie stało Minnie... Wszystko w porządku - wymamrotał i powrócił do patrzenia się w sufit.
- Jak to nic? To w takim razie skąd te rany?
- Minnie, chciałbym odpocząć - powiedział beznamiętnie. Taemin tylko westchnął i zrezygnowany wyszedł z pokoju.
Tymczasem na dole wszyscy byli poddenerwowani. Nie wiedzieli co stało się z Kibumem.
- Martwię się o niego - powiedział Onew i pomasował sobie nos. - Co sie z nim stało? - spytał bardziej sam siebie, niż resztę chłopków.
Nagle poczuli zapach jakby coś się pali. Rozejrzeli się i spojrzeli na kuchenkę. Nowo przyżądzane jedzenie było już w pełni spalone.
-Jinki! Pilnuj jak czegoś gotujesz - krzyknął Minho podbiegając do kuchenki i odganiając pozostały dym, a jedzenie wyrzucając do kosza.
-Wybacz, martwię się o Kibuma - odpowiedział i na chwilę się zamyślił.
-Jonghyun, a możę Ty coś wiesz? - Minho skierował sie w storonę chłopaka siedzącego z ponurą miną przy stole.
-Niestety, nie - powiedział ze smutnym jękiem. Podpierał się rękoma na stole i tępo wpatrywał się w szklankę z wodą. Kompletnie nie miał pojęcia, co się stało z jego najlepszym przyjacielem. Jeszcze dzisiaj rano Key był radosny i wszędzie go było pełno, a teraz? ,,Co się z nim dzieje?'' - zapytał sam siebie i po chwili wstał kierując się do pokoju Kibuma. Wszedł po schodach tak szybko, jak tylko się dało. Stanął pod jego drzwiami i głęboko wciągnął powietrze. Delikatnie zapukał i nadusił klamkę. Key szybko zamknął oczy i udawał, że śpi. Nie wiedział kto wszedł do pokoju, ale miał dziwne przeczucie, że jak tylko otworzy oczy zobaczy Jonghyun'a, a nie zbierało mu się na jakiekolwiek tłumaczenia i rozmowy z chłopakiem.
- Kibum, wiem, że nie śpisz - powiedział JJong. Chłopak jak tylko usłyszał ten głos, od razu wiedział, co się święci. Powoli otworzył oczy i spojrzał na chłopaka. W jego oczach malowała się ciekawość, ale również... troska. - Możesz mi wyjaśnić, co się stało?
-Nic się nie stało- jęknął i odwrócił się w drugą stronę. Nie chciał z nim teraz rozmawiać. Nie chciał, żeby teraz widział go w takim stanie. Przycisnął mocniej do siebie kołdrę, cicho sycząc.
- Key, do jasnej cholery, co się z tobą dzieje?! - krzyknął już mocno zirytowany Jonghyun. - Myślisz, że mnie oszukasz?! Myślisz, że jestem idiotą i nie widzę, że coś jest nie tak?! Powiedz mi, jesteśmy przyjaciółmi.
- Tak... Przyjaciółmi - szepnął Key, ale nie zaczął nic mówić do Jonghyun'a. Caly czas leżał do niego tyłem i, ani marzył się odezwać. Był załamany. Chciał zostać sam.
- Powiedz, o co chodzi. Martwimy się o ciebie. Co się stało?
- Jonghyun, daj mi spokój. Chcę zostać sam.
- Nie Kibum! Nie wyjdę, póki nie powiesz, co sie dzieje! - powiedział stanowczo.
- Chcesz wiedzieć? - zaczął Key. - Naprawdę chcesz to wiedzieć?! - krzyknął - Lepiej stąd wyjdź i zostaw mnie samego rozumiesz?! Mam dość. Nie będę z tobą rozmawiał. Chcę -Zostać - Sam. Zrozum to! - po swoim wybuchu z powrotem odwrócił się na drugi bok i zacisnął zęby.
- Tak, chcę wiedzieć. Chcę wiedzieć, co trapi mojego najlepszego przyjaciela - powiedział spokojnie, siadając na łóżku obok chłopaka i odwrócił jego twarz w swoją stronę. Key czując jego dotyk zarumienił się.
- Zostaw mnie - szepnął. Czuł się dziwnie, siedząc sam na sam z przyjacielem. Nie chciał, żeby go dotykał, bo czuł się jeszcze gorzej, niż przedtem.
- Chodzi ci o Shin Se Kyung? - zapytał podejrzliwie patrząc na chłopaka. Kibum zamarł. "Zauważył? Niemożliwe." - Odpowiedz.
- Ano.. Ja.. - Key chciał coś powiedzieć, ale plątał się w słowach. Brzmiało to jak jakies bełkotanie. - Nie. Nie ważne...- wydusił po chwili i zakrył twarz kołdrą. Skąd on wiedział? Może jednak nie był taki wolno łapiący jak mu się zdawało. Może zauważył.
- Kim Kibum, masz mi natychmiast powiedzieć, o co chodzi! - naciskał Jonghyun i coraz bardziej zbliżał się do chłopaka. Key odwrócił głowę w jego stronę.
- Ile razy mam ci powta... - nie skończył, ponieważ ich usta zetknęły się w delikatnym pocałunku. Key zrobił się cały czerwony i szybko odsunął się od Jonghyun'a szepcząc ciche przepraszam. Bolał go brzuch, od nadmiaru emocji. Nie wiedział co ma zrobić. Jego twarz płonęła czerwonym rumieńcem.
- Kibum, rumienisz się - powiedział z zadziornym uśmiechem.
- Wcale nie! - krzyknął i dotknął dłońmi swoich policzków. JJong zawisnął nad nim i powiedział.
- Key, ja nie mam dziewczyny.
- C-co? Ale mówiłeś..
- Powiedziałem tak, bo chciałem, żebyś się przyznał. Jakiś czas temu zauważyłem, jak na mnie patrzysz. Myślałeś, że jestem taki głupi i ślepy, że tego nie widzę?
- Kurwa - szepnął Key pod nosem i spojrzał na swoje ręce. - KURWA, ŻESZ JEGO MAĆ! Patrz co przez Ciebie zrobiłem! Spójrz na to! - jęknął rozpaczliwie. Pociął się, bo był zawiedziony tym, że Jong ma dziewczyne, że nie będzie mógł z nim być, a teraz się okazuje, że JJong nie ma żadnej dziewczyny. ŻADNEJ! Kibum był wściekły i patrzył na swoje ręce, caly sie trzęsąc. Poczuł też ból w nodze, a to wszystko przez jeden głupi żart Jonga.
- Ej, uspokój się! - złapał go za ramiona i przyciągnął do siebie, mocno tuląc. Key szarpał się i wyrywał, jednak Jonghyun nie dawał za wygraną. Przytulił go jeszcze mocniej, gładząc uspokajająco po plecach. Kibum przestał się szamotać i niepewnie odwzajemnił uścisk.
- Spójrz co ja zrobiłem - szepnął trzęsąc się - Zobacz co zrobiłem - po jego policzkach pociekły łzy. Był roztrzęsiony i mocniej przyciagnął do siebie Jonghyun'a, a za chwilę cicho syknął z bólu. Nie mógł uwierzyćw to, że się pociął przez to, że myślał, że chłopak ma dziewczyne. Równie dobrze, gdyby chłopaki go nie wyciągnęli z łazienki mogłoby go już tu nie być. - Jesteś idiotą - szepnął do Jonghyun'a.
- Ja? To ty się pociąłeś. Gdyby nie chłopaki, to nie wiadomo, co by było - odsunął się się od niego na chwilę i otarł łzy z jego twarzyczki. - Już dobrze Bummie, nie płacz już - powiedział łagodnym tonem i złożył delikatny pocałunek na czole chłopaka.
- Zastanowiłeś się czemu sią pociąłem?- spytał histerycznie. Czasami zastanawiał się czy Jonghyun na serio jest taki tępy, czy tylko udaje, ale w sumie też miał trochę racji. Key pociął się z własnej głupoty, ale przez to, że uwierzył Jonghyunowi, że ten ma dziewczynę. Właśnie przez to użył żyletki.
- Kibum, ja zdaję sobie sprawę, że to przeze mnie, że to moja wina. Ale proszę cię, nigdy więcej nic przede mną nie ukrywaj. Dobrze? - chłopak pokiwał głową i przytulił się do przyjaciela.
- I co teraz? - zapytał, zaciągając się zapachem drogich perfum Jonghyun'a. Jong nie za bardzo wiedział co mu powiedzieć. Nie chciał na razie się nad tym zastanawiać. Teraz liczyło się tylko, żeby chłopak wyzdrowiał.
- Jak twoja noga? - spytał go.
- Dobrze. Trochę boli, ale jakoś przeżyje. Nie odpowiedziałeś na moje pytanie - powiedział odrywając się od chłopaka i patrząc mu prosto w oczy. Jonghyun spojrzał gdzieś w kąt pokoju, by zastanowić się nad jakąś sensowną odpowiedzią.
- O co Ci dokładnie chodzi?- zapytał spokojnie. Kibum poprawił się na łóżku i spojrzał w jego oczy.
- No co będzie z nami. Jako przyjaciółmi. Bo chyba nic więcej do mnie nie czujesz- szepnął Key.
- Przyjaciółmi? To już nie jest to samo Kibum - powiedział i westchnął. Chłopak posmutniał. Do jego oczu znowu zaczęły napływać łzy.
- Aha, rozumiem.
- Bummie, źle mnie zrozumiałeś. Nie to miałem na myśli.
- A co?
- Miałem na myśli to... - przerwał i musnął wargi chłopaka. - ... że cię kocham - powiedział i uśmiechnął się. Kibum siedział przez chwilę zszokowany zastanawiając się czy czasem jeszcze nie śpi. A może Jonghyun znowu żartował.
-Nie żartujesz?- szepnął niepewnie. Bał się, że jednak skrzywdzi tym Jonghyun'a.
- Oczywiście, że nie. Może ci to udowodnić? - zapytał uśmiechnięty. Widząc nadal zszokowaną i niedowierzającą twarz przyjaciela, jeszcze raz go pocałował, tylko tym razem dłużej. Key nie wiedział, co ma zrobić, więc po prostu odwzajemnił pocałunek i postanowił cieszyć się chwilą. Jonghyun chciał przyciągnąć Kibum'a mocniej do siebie, ale ten syknął z bólu. Rany na rękach dawały po sobie znać tak samo jaki i jego noga.
- Przepraszam - powiedział Jonghyun i położył Kibuma na łóżku cały czas na niego patrząc.
- Nic się nie stało - powiedział i delikatnie się uśmiechnął. Jonghyun go kocha. Powiedział mu to i udowodnił. Jego marzenie się spełniło. Teraz wiedział, że już nigdy nie będzie z tego powodu cierpiał. - Ja ciebie też...
-Chłopaki...- zaczął powoli łapiąc jeszcze jeden oddech- MAM DZIEWCZYNĘ! - krzyknął. Wszyscy zaczęli mu gratulować, ale nie Kibum. Szatyn siedział sam pod ścianą nie mogąc uwierzyć w to co usłyszał. Serce mu pękło. Wstał i ze łzami w oczach wyszedł z sali i podreptał do swojego pokoju.
- Co mu się stało? - zapyrtał zdezorientowany Kim. Wszyscy pokręcili tylko głowami na znak, że nie mają pojęcia i powrócili do gratulowania koledze. Tymczasem Key podszedł do okna i wyjrzał przez nie. Szaro. Tak, to najlepsza pogoda dla niego. Otworzył szufladę i wyjął z niej jedną z żyletek. Obejrzał dokładnie z każdej strony połyskujące ostrze i wszedł do łazienki. Usiadł samotnie w samym kącie i w końcu łzy poleciały mu jednym wielkim strumieniem. Był cholernie załamany i nie mógł nic na to poradzić, ale co się dziwić kiedy ktoś, kogo kochał znalazł już sobie kogoś... i to dziewczynę. Kibum wiedział, że nigdy nie mógł by być z Jonghyun'em, ale dzisiaj jego dół sięgnął dna. Znowu spojrzał na żyletkę, którą trzymał w ręce. Zawachał się tylko na chwilę. Na jeden mały ułamek sekundy, a później tylko przejechał ostrzem po ręce. Pierwsze krople krwi na jego bladej skórze pojawiały się powoli, ale to mu nie wystarczyło. Zaczął ciąć mocniej i głębiej cicho sycząc z bólu. Cała jego ręka zeczęła pokrywać się czerwienią. Nie miał już na to wszystko siły. Wziął żyletkę w drugą dłoń i przejechał nią po drugim nadgarstku. Minęło kilka chwil, a już cały był w krwi.
Nagle usłyszał jakieś głosy. Po chwili nastało pukanie w drzwi.
- Key! Jesteś tam?! - ciągłemu pukaniu towarzyszył zatroskany głos Onew. Kibum jednak siedział cicho. Był tak zapłakany, że nie był w stanie wypowiedzieć choćby jednego słowa. Lider zaczął coraz mocniej uderzać pięścią w te biedne drzwi. - Kibum! Natychmiast otwórz te cholerne drzwi! - wtulił się bardziej w kąt, obserwując jak z jego ręki cieknie krew i patrząc na podłogę pokrywającą sie czerwoną cieczą. Poczuł się trochę senny, ale jeszcze zachował świadomość umysłu. Powoli podniósł się z podłogi i chwiejnym krokiem spróbował podejść do umywalki, ale jeden niezdarny ruch spowodował, że przewrócił się na podłogę czując ból nogi. Pięknie, nie dość, że miał całe okaleczone ręce to jeszcze zrobił coś z nogą. Żyć nie umierać. Chociaż w sumie życ mu się nie chciało.
Jego upadek na podłogę słyszeli Onew i Minho, po którego chłopak poszedł, bo nie wiedział co ma robić. Teraz oboje dobijali się do łazienki. Jednek to nic nie skutkowało. Key słyszał, jak któryś z nich mówi, że idzie po narzędzia, którymi otworzy drzwi. Nie chciał, żeby go tak zobaczyli. Bezradnego, leżącego na podłodze w kałuży krwi. Coraz bardziej tracił przytomność. Słyszał tylko przekręcany zamek, otwierające się drzwi i przerażone głosy przyjaciół.
Następnego dnia obudził się w swoim łóżku. Powoli podniósł się do siadu i od razu poczuł ból w lewej nodze i piekące ręce. Opadł na poduszki, cicho sycząc. Nagle do jego pokoju wszedł maknae.
- Jak się czujesz? Co się stało?- spytał siadając na kancie łóżka Kibuma. Key wcale się nie odezwał tylko patrzył w sufit udając, że młodszego w ogóle nie ma w pokoju. Przymknął oczy i powrócił wspomnieniami do tego co się wydarzyło. Pamiętał tylko jak pociągał po rękach żyletkami, a później tylko kilka odgłosów i ciemność. Nawet nie wiedział jak znalazł się w łóżku.
- Umma, proszę cię, odezwij się. Wszyscy się o ciebie martwimy - powiedział Taemin ze smutną miną. Chciał pomóc przyjacielowi. Kibum nie mogąc patrzeć na ten wyraz twarzy, postanowił coś z siebie wydusić.
- Nic się nie stało Minnie... Wszystko w porządku - wymamrotał i powrócił do patrzenia się w sufit.
- Jak to nic? To w takim razie skąd te rany?
- Minnie, chciałbym odpocząć - powiedział beznamiętnie. Taemin tylko westchnął i zrezygnowany wyszedł z pokoju.
Tymczasem na dole wszyscy byli poddenerwowani. Nie wiedzieli co stało się z Kibumem.
- Martwię się o niego - powiedział Onew i pomasował sobie nos. - Co sie z nim stało? - spytał bardziej sam siebie, niż resztę chłopków.
Nagle poczuli zapach jakby coś się pali. Rozejrzeli się i spojrzeli na kuchenkę. Nowo przyżądzane jedzenie było już w pełni spalone.
-Jinki! Pilnuj jak czegoś gotujesz - krzyknął Minho podbiegając do kuchenki i odganiając pozostały dym, a jedzenie wyrzucając do kosza.
-Wybacz, martwię się o Kibuma - odpowiedział i na chwilę się zamyślił.
-Jonghyun, a możę Ty coś wiesz? - Minho skierował sie w storonę chłopaka siedzącego z ponurą miną przy stole.
-Niestety, nie - powiedział ze smutnym jękiem. Podpierał się rękoma na stole i tępo wpatrywał się w szklankę z wodą. Kompletnie nie miał pojęcia, co się stało z jego najlepszym przyjacielem. Jeszcze dzisiaj rano Key był radosny i wszędzie go było pełno, a teraz? ,,Co się z nim dzieje?'' - zapytał sam siebie i po chwili wstał kierując się do pokoju Kibuma. Wszedł po schodach tak szybko, jak tylko się dało. Stanął pod jego drzwiami i głęboko wciągnął powietrze. Delikatnie zapukał i nadusił klamkę. Key szybko zamknął oczy i udawał, że śpi. Nie wiedział kto wszedł do pokoju, ale miał dziwne przeczucie, że jak tylko otworzy oczy zobaczy Jonghyun'a, a nie zbierało mu się na jakiekolwiek tłumaczenia i rozmowy z chłopakiem.
- Kibum, wiem, że nie śpisz - powiedział JJong. Chłopak jak tylko usłyszał ten głos, od razu wiedział, co się święci. Powoli otworzył oczy i spojrzał na chłopaka. W jego oczach malowała się ciekawość, ale również... troska. - Możesz mi wyjaśnić, co się stało?
-Nic się nie stało- jęknął i odwrócił się w drugą stronę. Nie chciał z nim teraz rozmawiać. Nie chciał, żeby teraz widział go w takim stanie. Przycisnął mocniej do siebie kołdrę, cicho sycząc.
- Key, do jasnej cholery, co się z tobą dzieje?! - krzyknął już mocno zirytowany Jonghyun. - Myślisz, że mnie oszukasz?! Myślisz, że jestem idiotą i nie widzę, że coś jest nie tak?! Powiedz mi, jesteśmy przyjaciółmi.
- Tak... Przyjaciółmi - szepnął Key, ale nie zaczął nic mówić do Jonghyun'a. Caly czas leżał do niego tyłem i, ani marzył się odezwać. Był załamany. Chciał zostać sam.
- Powiedz, o co chodzi. Martwimy się o ciebie. Co się stało?
- Jonghyun, daj mi spokój. Chcę zostać sam.
- Nie Kibum! Nie wyjdę, póki nie powiesz, co sie dzieje! - powiedział stanowczo.
- Chcesz wiedzieć? - zaczął Key. - Naprawdę chcesz to wiedzieć?! - krzyknął - Lepiej stąd wyjdź i zostaw mnie samego rozumiesz?! Mam dość. Nie będę z tobą rozmawiał. Chcę -Zostać - Sam. Zrozum to! - po swoim wybuchu z powrotem odwrócił się na drugi bok i zacisnął zęby.
- Tak, chcę wiedzieć. Chcę wiedzieć, co trapi mojego najlepszego przyjaciela - powiedział spokojnie, siadając na łóżku obok chłopaka i odwrócił jego twarz w swoją stronę. Key czując jego dotyk zarumienił się.
- Zostaw mnie - szepnął. Czuł się dziwnie, siedząc sam na sam z przyjacielem. Nie chciał, żeby go dotykał, bo czuł się jeszcze gorzej, niż przedtem.
- Chodzi ci o Shin Se Kyung? - zapytał podejrzliwie patrząc na chłopaka. Kibum zamarł. "Zauważył? Niemożliwe." - Odpowiedz.
- Ano.. Ja.. - Key chciał coś powiedzieć, ale plątał się w słowach. Brzmiało to jak jakies bełkotanie. - Nie. Nie ważne...- wydusił po chwili i zakrył twarz kołdrą. Skąd on wiedział? Może jednak nie był taki wolno łapiący jak mu się zdawało. Może zauważył.
- Kim Kibum, masz mi natychmiast powiedzieć, o co chodzi! - naciskał Jonghyun i coraz bardziej zbliżał się do chłopaka. Key odwrócił głowę w jego stronę.
- Ile razy mam ci powta... - nie skończył, ponieważ ich usta zetknęły się w delikatnym pocałunku. Key zrobił się cały czerwony i szybko odsunął się od Jonghyun'a szepcząc ciche przepraszam. Bolał go brzuch, od nadmiaru emocji. Nie wiedział co ma zrobić. Jego twarz płonęła czerwonym rumieńcem.
- Kibum, rumienisz się - powiedział z zadziornym uśmiechem.
- Wcale nie! - krzyknął i dotknął dłońmi swoich policzków. JJong zawisnął nad nim i powiedział.
- Key, ja nie mam dziewczyny.
- C-co? Ale mówiłeś..
- Powiedziałem tak, bo chciałem, żebyś się przyznał. Jakiś czas temu zauważyłem, jak na mnie patrzysz. Myślałeś, że jestem taki głupi i ślepy, że tego nie widzę?
- Kurwa - szepnął Key pod nosem i spojrzał na swoje ręce. - KURWA, ŻESZ JEGO MAĆ! Patrz co przez Ciebie zrobiłem! Spójrz na to! - jęknął rozpaczliwie. Pociął się, bo był zawiedziony tym, że Jong ma dziewczyne, że nie będzie mógł z nim być, a teraz się okazuje, że JJong nie ma żadnej dziewczyny. ŻADNEJ! Kibum był wściekły i patrzył na swoje ręce, caly sie trzęsąc. Poczuł też ból w nodze, a to wszystko przez jeden głupi żart Jonga.
- Ej, uspokój się! - złapał go za ramiona i przyciągnął do siebie, mocno tuląc. Key szarpał się i wyrywał, jednak Jonghyun nie dawał za wygraną. Przytulił go jeszcze mocniej, gładząc uspokajająco po plecach. Kibum przestał się szamotać i niepewnie odwzajemnił uścisk.
- Spójrz co ja zrobiłem - szepnął trzęsąc się - Zobacz co zrobiłem - po jego policzkach pociekły łzy. Był roztrzęsiony i mocniej przyciagnął do siebie Jonghyun'a, a za chwilę cicho syknął z bólu. Nie mógł uwierzyćw to, że się pociął przez to, że myślał, że chłopak ma dziewczyne. Równie dobrze, gdyby chłopaki go nie wyciągnęli z łazienki mogłoby go już tu nie być. - Jesteś idiotą - szepnął do Jonghyun'a.
- Ja? To ty się pociąłeś. Gdyby nie chłopaki, to nie wiadomo, co by było - odsunął się się od niego na chwilę i otarł łzy z jego twarzyczki. - Już dobrze Bummie, nie płacz już - powiedział łagodnym tonem i złożył delikatny pocałunek na czole chłopaka.
- Zastanowiłeś się czemu sią pociąłem?- spytał histerycznie. Czasami zastanawiał się czy Jonghyun na serio jest taki tępy, czy tylko udaje, ale w sumie też miał trochę racji. Key pociął się z własnej głupoty, ale przez to, że uwierzył Jonghyunowi, że ten ma dziewczynę. Właśnie przez to użył żyletki.
- Kibum, ja zdaję sobie sprawę, że to przeze mnie, że to moja wina. Ale proszę cię, nigdy więcej nic przede mną nie ukrywaj. Dobrze? - chłopak pokiwał głową i przytulił się do przyjaciela.
- I co teraz? - zapytał, zaciągając się zapachem drogich perfum Jonghyun'a. Jong nie za bardzo wiedział co mu powiedzieć. Nie chciał na razie się nad tym zastanawiać. Teraz liczyło się tylko, żeby chłopak wyzdrowiał.
- Jak twoja noga? - spytał go.
- Dobrze. Trochę boli, ale jakoś przeżyje. Nie odpowiedziałeś na moje pytanie - powiedział odrywając się od chłopaka i patrząc mu prosto w oczy. Jonghyun spojrzał gdzieś w kąt pokoju, by zastanowić się nad jakąś sensowną odpowiedzią.
- O co Ci dokładnie chodzi?- zapytał spokojnie. Kibum poprawił się na łóżku i spojrzał w jego oczy.
- No co będzie z nami. Jako przyjaciółmi. Bo chyba nic więcej do mnie nie czujesz- szepnął Key.
- Przyjaciółmi? To już nie jest to samo Kibum - powiedział i westchnął. Chłopak posmutniał. Do jego oczu znowu zaczęły napływać łzy.
- Aha, rozumiem.
- Bummie, źle mnie zrozumiałeś. Nie to miałem na myśli.
- A co?
- Miałem na myśli to... - przerwał i musnął wargi chłopaka. - ... że cię kocham - powiedział i uśmiechnął się. Kibum siedział przez chwilę zszokowany zastanawiając się czy czasem jeszcze nie śpi. A może Jonghyun znowu żartował.
-Nie żartujesz?- szepnął niepewnie. Bał się, że jednak skrzywdzi tym Jonghyun'a.
- Oczywiście, że nie. Może ci to udowodnić? - zapytał uśmiechnięty. Widząc nadal zszokowaną i niedowierzającą twarz przyjaciela, jeszcze raz go pocałował, tylko tym razem dłużej. Key nie wiedział, co ma zrobić, więc po prostu odwzajemnił pocałunek i postanowił cieszyć się chwilą. Jonghyun chciał przyciągnąć Kibum'a mocniej do siebie, ale ten syknął z bólu. Rany na rękach dawały po sobie znać tak samo jaki i jego noga.
- Przepraszam - powiedział Jonghyun i położył Kibuma na łóżku cały czas na niego patrząc.
- Nic się nie stało - powiedział i delikatnie się uśmiechnął. Jonghyun go kocha. Powiedział mu to i udowodnił. Jego marzenie się spełniło. Teraz wiedział, że już nigdy nie będzie z tego powodu cierpiał. - Ja ciebie też...
THE END